Drodzy Czytelnicy.
W marcu 2016 straciliśmy kontrolę nad blogiem. Po wielu miesiącach odzyskaliśmy dostęp do konta i wracamy do Was. Posty datowane między 03.3016 a 12.2017 to rekonstrukcja wydarzeń w tego okresu. Bieżące posty datowane są od 2018 roku.

Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wyjazd do Mwanzy - większej miejscowości

W wtorek rano po śniadaniu wsiadamy w samochód i ruszamy do Musomy (to malutka miejscowość, nie mylić z Mwanzą  - najbliższą większą miejscowością).
Po godzinie podskakiwania, potrząsania i zaliczenia jednej ogromnej dziury przy której uderzyłam głową w dach docieramy do miasta. Zanim pojedziemy dalej musimy zanieść raport z pracy ośrodka zdrowia do tutejszego „NFZ”. Z zewnątrz budynek całkiem przyzwoity, piętrowy (musi mieć dobre fundamenty skoro jeszcze stoi w tutejszym klimacie), w środku zasypany tonami papieru. Mijamy różne biura, gdzie jedyne co widać to papier, sterty na biurkach, krzesłach na podłodze, kilka zakurzonych komputerów z poprzedniej epoki – jak Ci ludzie się odnajdują w tym bałaganie. Docieramy do osoby, która ma załatwić naszą sprawę. S. Rut rozmawia jakieś 20 min tłumaczy, że nie możemy robić raportu na komputerze bo komputera nie mamy, mężczyzna sugeruje, że może ja mam komputer Siostra każe mówić, że nie mam, to mówię  Tak naprawdę to komputer jest tyle, że nie stać ośrodka na drukowanie raportów podczas gdy obowiązkiem „NFZ” jest zaopatrzenie nas w zeszyty do raportów, tyle że nie chce im się tego robić – tutaj o wszystko trzeba się upomnieć, o wszystko walczyć bo inaczej nic się nie dostanie. Zostajemy odesłane do innego mężczyzny (każe mi się kłaniać na powitanie, Siostra nie pozwala to się nie kłaniam), znowu 20 min rozmowy. Siostra dostaje telefon do innej osoby, która może nam pomóc… Rozmawiamy jeszcze chwilę i wychodzi na jaw, że jestem fizjoterapeutką a siostra mężczyzny jest po udarze. Umawiamy się na spotkanie w Kigera, ma ją przywieźć…. Może jak ja pomogę to on też pomoże, zobaczymy…


Potem jedziemy na targ i robimy zakupy do domu (mąka, cukier, woda, szare mydło). Po południu docieramy do Księdza. Noc spędzamy u niego w szkole Kswahili.


Następnego dnia pobudka o 4.15, musimy zdążyć na autobus do Mwanzy (ten poranny jest znacznie szybszy niż późniejsze więc warto nim jechać). Na dworcu dużo osób, nie wiadomo czy dostaniemy bilety bo autobus jedzie do Dar Es Salaam i jeśli jest dużo ludzi do Dar to nie ma sensu sprzedać biletu komuś kto jedzie tylko do Mwanzy (nie opłaca się). Czekamy 30 min na „managera” autobusu. Płacimy mu ale nie dostajemy biletów, każe nam siadać. To siadamy i czekamy. Tym razem się udaje, jedziemy.

Docieramy do Mwanzy przed 9.00 i udajemy się prosto do apteki a raczej hurtowni leków. Siostra składa zamówienie. Potem kolejno odwiedzamy jeszcze jedną aptekę i różne sklepy. Zamawiamy kroplówki, testy, leki, stół do badania, papier na karty pacjentów, zeszyty dla dzieci.



Idziemy też na targ gdzie kupujemy bieliznę dla dzieciaków a także odwiedzamy największy w okolicy market (taki mniejszy niż nasza Biedronka), w którym kupujemy produkty do jedzenia.


Ceny w Mwanzie są niższe niż w Musomie ale znowu o wszystko trzeba się mocno targować. Biegamy z miejsca na miejsce w pełnym słońcu i w tonach kurzu (tutaj większość dróg jest piaszczysta). Po południu przyjeżdża zamówiony samochód, do którego wszystko musimy zapakować. Stół do badania odbieramy z domu sprzedawcy. I tutaj opada mi szczęka – posesja (bo tylko tak to można nazwać) ogromna, otoczona wielkim płotem z drutem kolczastym – musiał kosztować miliony (kierowca mówi, że za ten płot można by wielki dom wybudować), duży dom z jeszcze większymi kratami w oknach – i tak tu jest, jeśli jakiś człowiek się dorobi bo trochę więcej ma chęci do pracy i głowę na karku to potem musi się bronić bo każdy chce go okraść…




Udaje nam się zrobić wszystko przed zapadnięciem zmroku. Na noc jedziemy do Sióstr mieszkających w Mwanzie. Padam na twarz, jest 22.00 – kładę się spać.


Budzik niemiłosiernie dzwoni o 5.20… Czas ruszać, wypożyczony od tutejszych Sióstr samochód musi nas zawieźć i jeszcze wrócić do Mwanzy przed zmrokiem (tutaj wszystko dzieje się od świtu do zmierzchu bo w nocy jest niebezpiecznie, przedwczoraj znowu ucieli głowę jakiejś kobiecie w Kigera Etuma). Jedziemy załadowanym po brzegi samochodem. I niespodzianka, przejeżdżając obok bramy wjazdowej do Serengeti spotykamy małpy, zebry, bawoły…  Dla mnie to radocha!


Po drodze wstępujemy na targ kupić owoce dla dzieciaków. Docieramy do Musomy. Ja zostaję u Księdza przesłać zdjęcia, a Siostra jedzie z kierowcą rozładować samochód i wraca.
Niestety okazuje się, że w naszym samochodzie są tak zdarte opony, że nie możemy jechać (a miałyśmy jeszcze na targ jechać kupić jedzenie do domu). Trzeba je wymienić a nie ma na to pieniędzy...
Pomaga nam Ksiądz. Jesteśmy uziemione na kilka godzin. Czekamy na wymianę. Udaje nam się ruszyć ok 17.00, szybko jedziemy na targ, robimy zakupy i w drogę powrotną bo słońce już nisko. Zapomniałyśmy wziąć kurczaków od Księdza ale już nie możemy wrócić bo za późno. Samochód jakoś dziwnie jedzie, chyba mamy kapcia albo nowe koło tak dziwnie ściąga, ale nie zatrzymujemy się, musimy dotrzeć przed zmrokiem… Znowu się udało – jesteśmy w domu... Do kolejnego razu.
Beata i s.Rut

sobota, 28 czerwca 2014

Pierwsze wyniki szkolne z Garoua Boulai - rok szkolny 2013/14

Mamy już informacje o wynikach szkolnych z Garoua Boulai.
Ponieważ dla dzieci to pierwszy rok w programie adopcyjnym, kilkoro z nich jeszcze czeka na stabilnego opiekuna, mimo, że staraliśmy się pilnować nie tylko ich stopni i pomagać korepetycjami, ale także monitorować rodziców, by puszczali dzieci do szkoły zamiast w pole - wyniki wyszły po prostu...różnie ;)

Choć bardzo staramy się wybrać tych najlepszych, którym naprawdę zależy na nauce, to nie obyło się bez pewnych potknięć. Czasami ci, którzy szykowali się już na "niezdanie" (wyniki I semestru), ostatecznie zaliczyli rok czasem z całkiem niezłym wynikiem. Ci silniejsi - nawet czasem jeszcze w II semestrze, to w końcu nie otrzymali promocji po egzaminach i powinni powtórzyć rok, by wiedza była faktyczna i utrwalona.

S.Tadeusza ciężko zmartwiona sytuacją, ale obiecaliśmy, że nie zrazimy się o kilku miesiącach. Dajemy dzieciom szansę na drugi rok - pozostaną w programie wszystkie te dzieciaki, których rodzice wspierali je, frekwencja była wysoka, a jedynie zabrakło umiejętności i wiedzy z lat poprzednich.
Pożegnamy tych, którzy mimo przekazanych możliwości jakie daje program, wsparciu bliskich i misjonarki - nie odnaleźli się w sytuacji.

http://www.majaprzyszlosc.org.pl/czekaja-na-pomoc




poniedziałek, 23 czerwca 2014

23 czerwca lub 3 niedziela czerwca to w wielu krajach Dzień Taty.

Okazji do uścisków i życzeń nigdy za mało. Naszym afrykańskim Tatusiom - szczególnie tym dbającym o edukację i wyżywienie dzieci, spędzającym z dziećmi czas i wspierającym na co dzień - WSZYSTKIEGO DOBREGO!

Na zdjęciu z całą rodzinką Tata trójki naszych adopcyjnych dziewczynek - w zielonej koszulce Grace, a przy mamie Pauline i Merci :)

wtorek, 17 czerwca 2014

Serengeti, czyli cudze chwalicie, swego nie znacie

Tanzania – kraj do którego turyści ciągną jak muchy do miodu… Zanzibar, Kilimanjaro, Ngorongoro, Serengeti, Katavi – to tylko niektóre z licznych atrakcji turystycznych. Sama miałam okazję wiele zobaczyć i doświadczyć. Mówi się, że podróże kształcą i to prawda ale jest coś więcej, podróże zmieniają nasze życie, naszą osobowość. Po powrocie nigdy nie będziemy już tacy jak przed wyjazdem.

W każdym odwiedzonym kraju zostawiłam cząstkę siebie a każdy z tych krajów zostawił ślad w moim sercu. Podróżując odwiedzamy miejsca opisywane w przewodnikach, pokonujemy pokonane już wcześniej trasy… rzadko kiedy zaglądamy do miejsc nieznanych, których nie ma na mapie… miejsc jak Kigera Etuma.
Tutaj żyją dzieci, które nigdy nie wyjechały poza granicę wioski, dzieci które nie widziały innego Świata, nie miały szansy zobaczyć swojego pięknego kraju, nie podróżowały a nawet nie widziały filmu w telewizji na ten temat bo telewizora nikt w wiosce niema. A przecież Serengeti jest na wyciągnięcie ręki, może 2 godziny jazdy autobusem (ok 60 km – ale przy tutejszych drogach czas trzeba mnożyć)…
Przejeżdżając przez Serengeti widziałam mnóstwo zwierząt.







(wszystkie zdjęcia są własnością Beaty, kopiowanie bez pozwolenia zabronione)

Było to coś niesamowitego – zebry, żyrafy, słonie, lwy, hipopotamy – mnie te zwierzęta fascynują, patrzę na nie z podziwem i chciałabym móc częściej je oglądać. Dzieci z Kigera Etuma patrzą na zwierzęta z przerażeniem, uciekają od nich (co w zasadzie jest rozsądne biorąc pod uwagę okoliczności :)… Kilka tygodni temu trafił do tutejszego ośrodka zdrowia mężczyzna a raczej jego zwłoki przegryziony na pół przez hipopotama (żyją w jeziorze Wiktorii). Hipopotamy to drugie, zaraz po komarach przenoszących malarię, najniebezpieczniejsze zwierzęta Tanzanii. I tak na zwierzęta patrzą dzieci… Czy ktoś kiedyś da im szansę na inne spojrzenie? Czy będą mogły w przyszłości podróżować po Świecie, poznawać go i uczyć się…?
Tak sobie myślę…

A tak sobie głośno myślę...może udałoby się pokryć koszty takiego wyjazdu dla dzieciaków do Serengeti. Byłaby to na pewno super nagroda dla nich na koniec roku. Bardzo by się cieszyły! Beata

Wkrótce szczegóły wyjazdów dzieci zasugerowanych po dogłębnej analizie sytuacji na miejscu przez Beatę - link pojawi się w bocznym menu bloga ;)


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Nagroda z jesiennego konkursu odebrana! Dzień z państwem Komba w Zespole Szkół w Kaszczorze!

Dziś odbyły się wyjątkowe zajęcia. Uczniowie klas I- II oraz IV-VI i gimnazjum w Zespole Szkół w Kaszczorze mięli okazję posłuchać opowieści z Konga z ust pana Kashimy Kanda i jego żony.
Była to nagroda główna w naszym jesiennym konkursie „Dzień z Przyjacielem z Afryki” (Szczegóły konkursu „dzień z Przyjacielem z Afryki” – znajda państwo TUTAJ).

Wyjątkowo ciepło przyjęci przez p.Annę Napierałę – koordynatorkę dzieła misyjnego z szkle oraz
dyrekcję, grono pedagogiczne i samych uczniów, spędziliśmy w Kaszczorze wyjątkowy dzień. Nauka piosenki, filmy, zdjęcia, pokaz mody, noszenia ciężkich przedmiotów na głowie, nie tylko przez afrykańskie kobiety, porównania, ale także afrykańskie zagadki i konkursy. Nawet starsi uczniowie znaleźli coś dla siebie ;)
Każdy miał okazję coś wygrać oraz uścisnąć dłoń Gościa witając się i żegnając.
Dziękujemy Tobiaszowi z klasy I za wyjątkową pracę plastyczną, pozostałym uczniom za zdobyte dzięki pracom wyróżnienia, społeczności szkolnej za podziękowania, kosz piknikowy oraz pyszny lokalny miód.





niedziela, 1 czerwca 2014

U LALA ROWERY DWA! Dzień Dziecka 2014!

Wiadomości od s.Rut:
"1 czerwca 2014 dzieci z Mji wa Huruma z wielką radością przyszły do naszego domu. Każde z nich było odświętnie ubrane i nie wiedziały aż do końca co mogłoby być powodem. 


Niektóre domyślały się ,ze jest jakieś święto.Na początku spotkania dowiedziały się, że jest Dzień Dziecka i tego dnia Dzieci są najważniejsze w wielu krajach. Niektóre były zaskoczone ,gdyż pierwszy raz słyszały o takim czymś jak święto dzieci, a niektóre nie mogły tego pojąć.
Ale i tak zaczęliśmy zabawę. Przyszedł czas na główny prezent: na rowery!

Jedno z pierwszych zdjęć pokazuje radość i zaskoczenie. Na widok rowerów dzieci zaczęły klaskać i skakać.
Potem to już była BITWA: KTO BĘDZIE JECHAŁ PIERWSZY NA ROWERZE ;)




Jazda była bardzo trudna, bo choć rowery znają, to jednak takich dla dzieci nigdy nie widziały, tak wiec Siostry się napracowały - nauka rozpoczęła się od pchania. Utworzyliśmy kolejkę i tak już potem poszło wszystko sprawnie. 





Po wyczynach sportowych dzieci otrzymały sodę - sok oraz owoce.





Dziękujemy wszystkim,którzy przyczynili się do tej wielkiej radości, która nie skończy się tylko na dniu dziecka, gdyż za każdym razem, gdy dzieci będą wsiadać na rower ta radość będzie trwała. Teraz przed naszymi najmłodszymi wielka praca : nauka jazdy na rowerze. Pozdrawiam gorąco.s.Rut"

[od Fundacji: w sprawie ewentualnego wsparcia/refinansowania zakupu rowerków prosimy o pomoc i kontakt mailowy adopcje@majaprzyszlosc.org.pl]