Drodzy Czytelnicy.
W marcu 2016 straciliśmy kontrolę nad blogiem. Po wielu miesiącach odzyskaliśmy dostęp do konta i wracamy do Was. Posty datowane między 03.3016 a 12.2017 to rekonstrukcja wydarzeń w tego okresu. Bieżące posty datowane są od 2018 roku.

Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 7 marca 2016

poniedziałek, 18 stycznia

Poniedziałek w przedszkolu to głównie pożegnanie. Więcej infomacji pojawi się w ciągu roku 2016 na naszym blogu.

Zanim jednak zaczniemy dzień roboczy, musimy tam najzwyczajniej w świecie.. dojechać na miejsce. 
Prędkość chyba nie robi mi już różnicy, trasa mija szybko, siedzenie nie wżyna się tak mocno, gdy człowiek nie jest już przerażony samym faktem siedzenia na piki piki [taksówka motocyklowa]

Nadal wrażenie robi krajobraz - jakby ktoś gigantyczny bawił się kamieniami, głazami, niczym klockami i zostawił po sobie bałagan; ład i nieład zarazem.  Zaskakuje nas, że pojawiają się kopce termitów WIĘKSZE niż domy ludzi..





Mijamy wzgórza, zatapiamy się kołami motocykla w błotne bruzdy, trochę pada. Osłaniam plecak "chitengą",  choć jedzie trzymany przez kierowcę z przodu; drugą chustą staram się osłonić głowę. Dobrze, że wzięłam polar, bo Afryka nie zawsze jest ciepła, to stereotypowe myślenie.
Skarpetki, bluzy, dresy, kurtki, a nawet czapki - mają tu sens co najmniej przez połowę roku.
Na oczy naciągam okulary przeciwsłoneczne. Kasku nie mam, bywa, a palcami robię za wycieraczki, gdy deszcz zalewa mi twarz.




Marcin chyba także nawykł już do tego sposobu podróżowania i uskutecznia pewne wariacje na siedzeniu...




Mimo dobrego humoru dotarło chyba do niego jak może być trudno, a także to, że nie zawsze mamy swobodny dostęp do lokalizacji, którym pomagamy. To już nie tyle brak prądu, bieżącej wody, ale realnej możliwości noclegu. Tu wszystko jest z jednej strony prostsze, z drugiej - tak bardzo skomplikowane... Nawet napisanie wiadomości (telefony są na baterie/prąd), odebranie paczki (20kg na motocykl lub wózek przez kilkadziesiąt km, auta brak). Czasem łatwiej coś kupić od lokalnych, niż wozić. Jak tu coś zbudować? Jakiś bezpieczny dom dziecka czy szkołę? Koszty transportu materiałów budowlanych przekraczają ich wartość i podnoszą koszty tak, że w przypadku napisania projektu oceniający popukają się w głowę.. Choć wozić można naprawdę solidne rzeczy, co udowadniają mijający nas ludzie:


Jadąc tak blisko ludzi, kolejny dzień mijamy tak skrajną biedę, o jaką mogę podejrzewać w Polsce chyba tylko okres wojenny i powojenny. A i wtedy nie wszędzie. Z dziecięcych oczu wyziera głód. Mijam miejsca, gdzie nie odważyłabym się zatrzymać, nie mając zapasu żywności dla wszystkich. Bo jak dać jednemu, odmawiając piątce dzieci obok..? Choć spędziłam w Afryce już wiele tygodni, w Zambii, Zimbabwe, Kenii, Tanzanii, jak i krajach "wakacyjnych" - Egipcie, Turcji czy Tunezji i czuję się tutaj bezpiecznie nawet w pojedynkę (nie uwzględniam pod określeniem "bezpiecznie" szczególnych okoliczności: krajów objętych wojną czy bojówkami), wiem, że desperacja prowadzi do dramatycznych wydarzeń. A głód i skrajna bieda zmusza do desperackich kroków. Tu nie ma pomocy od osób obok. Mają równie źle. Zaskakuje mnie zawsze, że mimo braku perspektyw i żywności, rodziny przyjmują dzieci krewnych, znajomych, czasem obce, pod swój dach, starając się zapewnić im minimum egzystencji -choćby był to 1 posiłek na 2 dni. I mimo, że oczy proszą o posiłek, to jednocześnie usta potrafią się śmiać. Na zdjęciu dzieci z rodziny z Makoko.



Agnieszka


Oczyma Marcina:

Poniedziałek, jak go nie lubić, skoro w planie motocyklowa wycieczka w prawdzie nie miałem okazji kierować, ale w końcu to dwie godziny jazdy przez busz. Do tego bieganie z cienkim gimbalem i nagrywanie dzieci bawiących się w klasie, później uzupełnianie szczegółowych profili dzieci. 
Nie jest łatwo zrobić ładne zdjęcie bawiącym się dzieciom, które kręcą się, czasem kłócą, zabierają sobie zabawki nawzajem, jak to dzieci, wiadomo. Tymczasem przyszli rodzice o wielkim sercu do adopcji serca pewnie chcieliby zobaczyć uśmiechnięte szczęśliwe buzie. 





W ośrodku mieszkają też ludzie niepełnosprawni umysłowo, dzieci stykają się z nimi przy określonych okazjach, ale sale lekcyjne są na uboczu dostępne z zewnątrz osobną bramą i niewielkim ogrodzonym trawnikiem. Ponieważ, kilka ostatnich dni było świątecznych i nastąpiło lekkie rozproszenie w szkole, zatem dziś już nalegaliśmy na powrót do zwyczajowych zajęć. Przenieśliśmy cały warsztat pracy na tyły klasy, a przód zostawiliśmy nauczycielowi angielskiego, żeby przy okazji wizyty, jednocześnie sprawdzić jaki ma kontakt z dziećmi.
Fragment lekcji języka angielskiego udało się na zarejestrować, zapraszamy do przedszkola - film znajduje się na końcu tego wpisu.

Wypełnienie dokumentacji jest obowiązkiem, bo chcemy byś na bieżąco z każdym dzieckiem i monitoring jest bardzo istotny, szczególnie jeśli chodzi o rozwój dzieci.
W trakcie trwania zajęć my wróciliśmy do pracy i z pomocą Siostry Rut oraz Suzi - nauczycielki zaktualizowaliśmy profile jeden po drugim przez kilka godzin. 180 stron do sprawdzenia i poukładania zmęczyło mnie i Agnieszkę, ale daliśmy radę warcząc na siebie tylko kilka razy. Lekkie poddenerwowanie spowodowane było nawałem pracy i chęcią wyrobienia się w czasie, co się ostatecznie udało. Gotowane banany, kapusta, ryż i inne specjały trafiły do naszych żołądków, a rozmowa o przyszłości ośrodka napełniła nas nadzieją na kolejne rozwojowe projekty - zobaczymy jak to się potoczy. Jeszcze tylko pożegnalne fotki i powoli zbieramy sił do wyjazdu. Na zakończenie rzut oka na to co mieliśmy na talerzach - to świąteczny posiłek dla gości i w czasie obchodów Bożego Narodzenia czy zakończenia roku szkolnego. Posiłek dużo lepszy niż mogą sobie pozwolić na co dzień. Na zdjęciach : kasawa, słodkie ziemniaki, ryby, pieczone banany i kurczak.






Ciemne chmury jakie pojawiły się na horyzoncie nie wróży niczego dobrego, a spóźniające się pikipiki nie wprawiało nas w dobry nastrój, tym bardziej, że po powrocie zaplanowaliśmy dalszą część pracy i zależało nam na czasie. Wreszcie znajomy warkot jednocylindrowych silników oznajmił nam, że czas odjazdu nastąpi za chwilę. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na uśmiechnięte twarze i ruszamy, a w oddali chmury deszczowe zmierzają w naszą stronę, by kwadrans później obsypać nas deszczem w drodze do Makoko. W ciągu tej godziny drogi zdążyłem 2 razy zmoknąć i wyschnąć, na szczęście wyjeżdżając z kraju obejrzałem chyba wszystkie filmiki na YT na temat warunków w Afryce i rzeczy, które warto zabrać ze sobą. Przeciwdeszczowa kurtka z kapturem i czapka z daszkiem plus maseczka przeciwpyłowa, sprawdziły się wyśmienicie. Niestety mój drajwer nie miał ani kasku, ani pełnych butów i jemu musiały wystarczyć za ochronił przed deszczem przeciwsłoneczne okulary. Drobne i liczne grupki młodych uczniów w charakterystycznych strojach zapełniły drogę, kiedy omijając kałuże brnęliśmy przez zawieruchę do bazy. Kilka zrobionych ukradkiem zdjęć, musi nam wystarczyć jako przyszłe przypominacze o chwilach jakie spędziliśmy w tym rejonie.

Rozpakowując plecak po powrocie przypomniałem sobie o prezentach jakie dziś otrzymaliśmy od Vestiny i Vedastusa, najmłodszych urodzonych w ośrodku dzieci, a były to dwie szmaciane lalki wykonane specjalnie dla nas, żeby nam przypominały o dzieciach w Afryce, czekających na naszą pomoc, adopcję i wsparcie w spełnianiu ich marzeń o dobrym życiu, którego dobry początek może zapewnić Rodzic Adopcyjny z Europy.
http://www.majaprzyszlosc.org.pl/adopcja-serca

Można pomóc także okazjonalnie, bez stałej deklaracji:
http://www.majaprzyszlosc.org.pl/adopcyjna-rodzina



Zobacz film na youtubie Fundacji:
https://youtu.be/lBKmd6vZ2D0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz